czwartek, 5 września 2013

Od Zayzy - Nowa Misja

 - To dłuuuuuuuuga historia - powiedziała Luna.
 - A co ty tutaj robisz, tak ogólnie? - zapytałam z zaciekawieniem.
 - A tak sobie przyszedłem... A tak w ogóle to po co ci to wiedzieć? Jak już wspomniałem, pierwszy raz was widzę.
 - Ach, nie znowu tak pierwszy - uśmiechnęłam się.
 - Hej, Ayako! - powiedziała lekko ściszonym głosem Luna szarpiąc mnie lekko za rękę.
 - Oj dobra, dobra... Myślę, że możemy mu powiedzieć, a zresztą nie musimy się już ukrywać - rzekłam i ułożyłam pieczęć owcy, a wtedy przebranie wyparowało, robiąc przy tym mgłę i znowu wyglądałam normalnie.

 - Ten wygląd... Skądś go...~ - zaczął Kakashi, ale nagle przerwał i krzyknął. - Zayzy?!
Zaśmiałam się lekko.
 - Więc ty jesteś Luna?! - powiedział patrząc na nią.
 - Aye! - krzyknęła z uśmiechem Luna.
 - Strasznie się zmieniłaś - powiedział prawą ręką jeżdżąc sobie po tyle głowy.
 - Przesadzasz... - zarumieniła się i machnęła ręką. Jego wzrok skierował się na mnie.
 - Za to ty wcale - rzekł przyglądając się mnie uważnie.
 - Ej! Mógłbyś chociaż udawać, że jest inaczej! - krzyknęłam zirytowana.
 - Gomen, gomen. - Czy ty w ogóle kiedykolwiek się starzejesz? - spytał.
 - No jasne! Czy ja ci wyglądam jak jakieś dziwadło?
 - No nie wiem...
 - Nawet mnie nie denerwuj... - powiedziałam przyciszonym, wkurzonym głosem.
 - Tak właściwie, to co tutaj robicie? Znowu dostałyście jaką misję? Nie... Przecież jesteście Kage... Czyżbyście miały jakąś sprawę do naszego Hokage?
 - Nie do końca... - zaczęłam.
 - Tak właściwie... - powiedziała Luna ciszej i pomachała palcem aby Kakashi podszedł bliżej - ...to można by powiedzieć, że nasze wioski już nie istnieją.
 - ?!
 - Miałyśmy nie lada problem aby ujść stamtąd z życiem. Oprócz mnie i Zayzy ocaleli jeszcze tylko moi bracia...
 - Ale co się stało?
 - To był jakiś demon... - rzekłam. - Nie wiem skąd się tam wziął, ale doszczętnie zniszczył nasze wioski. Nic z nich nie zostało...
 - A co z nim teraz jest? Dalej grasuje na wolności? Trzeba powiadomić Hokage!
 - Nie, zatrzymałyśmy go, a dokładniej zapieczętowałyśmy go w Drzewie Życia koło mojej wioski. Nikomu nie uda się go uwolnić. Zostałyśmy jako strażniczkami, a nie ma nikogo silniejszego od nas!
 - W każdym razie i tak musimy powiadomić o tym Hokage - rzekł Kakashi.
 - Zgadzam się - powiedziała Luna.
       Popędziliśmy w stronę jego gabinetu, a gdy byliśmy już na miejscu Kakashi zapukał do drzwi.
 - Proszę! - usłyszeliśmy głos staruszka po czym weszliśmy do pokoju. - Zayzy? Luna? Co was tutaj sprowadza?
 - Zniszczenie - powiedziałam. Na twarzy Hokage zagościło zdziwienie. Opowiedziałyśmy mu wszystko z Luną, a on uważnie słuchał z wypisanym przerażeniem na twarzy.
 - Niemożliwe... - powiedział, gdy skończyłyśmy. - To jest po prostu niemożliwe. Istnieje coś silniejszego od was...?
 - Taka jest sytuacja - rzekłam. - Nie mam pojęcia skąd się wziął.
 - Pojawił się tak nagle - mówiła Luna. - Nie wiem skąd, ale jedno jest pewne. Ktoś go musiał uwolnić.
 - Ostatnio jest aktywna pewna organizacja, może o niej słyszałyście. Nazywa się Akatsuki.
 - To tak dołączył Itachi, zgadza się? - zapytałam, a staruszek pokiwał głową. Tylko on wiedział o tym, że ja i Luna także znamy prawdę o Itachi'm. Było mi go szkoda. Jeśli byłaby taka możliwość zrobiłabym to za niego, ale wtedy on także musiałby zginąć, więc innej możliwości nie było...
 - Coś proponujesz? - spytała Luna.
 - Mam dla was misję, która będzie polegać na przystąpieniu do Akatsuki i zebraniu o tej organizacji jak najwięcej informacji. Tylko od was zależy czy przystąpicie do tej misji.
Spojrzałyśmy z Luną po sobie.
 - Oczywiście, że tak! - powiedziałyśmy równo.
 - A i jeszcze jedno - powiedział, gdy miałyśmy już wychodzić. Obróciłyśmy się do niego przodem. - Uważajcie na Orochimaru. Może was rozpoznać.
 - Orochimaru? - zapytała Luna myśląc.
 - No wiesz, ten senin - powiedziałam, a przy okazji pokazałam.
 - Haha, o tego Orochimaru chodzi! - zaśmiała się Luna i razem śmiejąc się wyszłyśmy z pokoju, a za nami Kakashi. Gdy już wyszłyśmy na zewnątrz przysiadłyśmy na ławce w parku, gdzie, na szczęście, nikogo nie było.
 - Wiemy coś teraz o Akatsuki? - zapytała Luna.
 - Wiem, że poruszają się w parach. Itachi na pewno jest w parze z Orochimaru. Nie ma zbyt wielu członków, przynajmniej na razie. Z tego co słyszałam to znajdują się w niej takie osoby, jak: Itachi, Orochimaru, Zetsu, Sasori, Pain, Konan, Kakuzu i jeszcze jakiś typ, ale zapewne długo nie pożyje, bo za partnera ma Kakuzu... Pain jest przywódcą. Tylu członków pamiętam, a podobno rekrutują nowych. Kiedyś ta organizacja pomagała, ale cóż się mogło wydarzyć?
 - Możliwe, że ktoś ich do tego skłonił...
 - Właśnie tak samo myślę. W każdym razie musimy jakoś inaczej wyglądać, bo w sumie jesteśmy dość znane. No wiesz, Kage i inne duperele...
 - Rozumiem. Co powiesz na to, aby założyć maski i w razie co zmienić kolor włosów lub wygląd?
 - Myślę, że mnie maska w zupełności wystarczy - powiedziałam. - Trzeba będzie ją samemu zrobić. Nie będzie to trudne, bo wymyśliłam już na to technikę. Maska będzie miała specjalne właściwości, z tym że nie wiadomo jakie. Trzeba się samemu przekonać, rozumiesz?
 - No jasne! - odpowiedziała Luna. - A jakie są do tego pieczęcie?
 - Koń, Ptak, Tygrys, Małpa i Smok - odparłam.
 - OK. Rozumiem, że jeszcze tego mamy nie używać?
 - Un. Dopiero, gdy będziemy dochodzić do ich kryjówki. Teraz chodźmy do domu. Musimy odpocząć przed podróżą. Jutro wyruszamy.
 - Zgoda. Przy okazji trzeba się upewnić czy wszystko w porządku z naszym domem.
Zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy. Zrobiło się dość późno, bo jednak rozmowa o tym wszystkim zajęła nam dużo czasu. Gdy doszłyśmy na miejsce, dom stał w jednym kawałku i w środku wyglądał tak samo jak przedtem.
 - W końcu wróciłyście! Zaczęliśmy się już o was martwić! - powiedział Luck.
 - Nie możecie się tak szlajać i nic nam o tym nie mówić! - dopowiedział Guy.
 - Jasne, jasne... - wymamrotałyśmy razem z Luną i siadłyśmy przy stole, gdyż kolacja była już gotowa. Było to curry, które było naprawdę wyśmienite.
 - Dziękuję za posiłek! Było naprawdę pyszne! - rzekłam z uśmiechem i odniosłam talerz do zlewu, po czym go wymyłam i poszłam do pokoju, rzucając się na łóżko. Wysłałam wiadomość do Akatsuki za pomocą mojego gołębia pocztowego, który chcą czy nie chcąc, dokładnie wiedział, gdzie ma lecieć, aby ich znaleźć.  Chwilę poczytałam mangę "W Mrocznym Ogniu", której fabuła jest zbyt niecenzuralna, aby ją tutaj opisywać. Wkrótce przyszła Luna. Jeszcze chwilę porozmawiałyśmy, po czym położyłyśmy się spać. Noc upłynęła spokojnie. Nagle coś zapukało do okna. Był to mój gołąb.
 - Otwórz to cholerne okno w końcu, bo nie wytrzymam... - powiedziała jeszcze z zamkniętymi oczyma Luna.
 - Już, już... - rzekłam wstając. Otworzyłam okno, a ptak wleciał i usiadł mi na ramieniu. - To od Akatsuki. Mamy się spotkać o 8. Teraz mamy... - spojrzałam na zegarek. -  6. Musimy się pośpieszyć,żeby zdążyć.
Spojrzałam na Lunę, a ta nawet nie drgnęła.
 - Hej, Luna...? - zapytałam, a odpowiedziała mi cisza. - Słuchaj jak do ciebie mówię!!
Krzyknęłam wywracając łóżko razem z Luną, która z powrotem zasnęła.
 - Oi, oi! Nie denerwuj się! Już wstaję! - powiedziała, przesuwając łóżko z powrotem na miejsce. Szybko się przebrałyśmy, zjadłyśmy śniadanie, pożegnałyśmy się z braćmi Luny i popędziłyśmy do Hokage. Powiedziałyśmy mu o wszystkim i wyruszyłyśmy w podróż.
 - Mamy teraz 1,5 godziny, aby tam dotrzeć. Nie musimy się śpieszyć. Zwykłe tempo wystarczy.
 - Un. Nie możemy zdradzić naszej tożsamości. Przynajmniej na razie.
 - Jasne!
Podróż była przyjemna. Szybko dotarłyśmy na miejsce. Zatrzymałyśmy się niedaleko. Nikt nie wiedział, że tu jesteśmy, gdyż świetnie potrafimy ukrywać naszą chakrę.
 - Byakugan! - szepnęłam patrząc w stronę budynku. - Trzy osoby. To będzie...Sasori...Itachi...i Orochimaru.
 - Dobrze. Trzeba użyć tej techniki.
Kiwnęłam głową, po czym ułożyłam kolejno pieczęcie: Koń, Ptak, Tygrys, Małpa, Smok. Poczułam dreszczyk na plecach a przy mojej głowie pojawiła się maska.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Od Luny - Nowy dom cz.2

 - Kirei! - powiedziałam biegnąc przez holl - nie wiem jak mam to powiedzieć, ale mieliście racje kupując go - dodałam.
 - Co? Bo nie dosłyszałem - powiedział Luke.
 - I już nie usłyszysz, bo nie zamierzam się powtarzać - odparłam mu na to.
 - No wiesz...
 - Nie moja wina żeś przygłuchawy - dodałam. - Co o tym myślisz Zayzy?
 - Tak, myślę, że jest przygłuchawy - odparła.
 - Nie o tym, o domu.
 - Musze dodać, że lepsze jest piętro, dlatego tych pajaców zostawiamy na dole - powiedziała Zayzy.
 - No wiecie! To my znaleźliśmy dom i... - zaczął Guy.
 - O mowy nie mam, zostajecie na dole, nie zamierzam trzymać bielizny razem z waszymi brudnymi gaciami razem! Zostajecie na dole!- wydarłam się na nich.
Zayzy zamurowało.
 - Już ci tłumaczyłem, że brudne ciuchy są zawsze na jednej kupie, czyste na drugiej, a używane na trzeciej! - zaczął sprzeczać się Luke.
 - Ja też ci mówiłam, że mnie to nie obchodzi! Jak nauczycie się porządku to pogadamy! - wydarłam się ponownie - Ostatnio jedna śmierdząca bluzka Guy'a mnie zaatakowała, to nie dzięki. Chodź Zayzy. Zostawmy tych brudasów ze swoimi śmieciami - dodałam ciągnąć już Zayzy na górę po schodach.
Dom był ogółem bardzo ładny i zadbany. Piętrowy, drewniany z ogródkiem w którym praktycznie nic nie rosło. Choć w sumie to i dobrze bo i tak zapewne nie będziemy mieć czasu się nim zajmować. Były tylko dwa drzewa. Jedno tuż przy oknie a drugie przy furtce. W środku było także drewno. No jednym, słowem było pięknie jak na mój gust. Na dole były dwie sypialnie, kuchnia i łazienka, na piętrze zaś urocze poddasze gdzie spokojnie zmieszczą się dwie osoby. Czyli w sumie dom dla nas idealny.
Po rozpakowaniu rzeczy których i tak miałyśmy niewiele udałyśmy się  z powrotem na miasto. Tak po prostu połazić i nacieszyć się powrotem do Konohy.
 - Ne, Zayzy-chan a może pójdziemy do akademii? - zapytałam.
 - A tak naprawdę naprawdę chcesz tam iść, tam będzie Iruka i no wiesz
 - Nie, nie wiem, no chodź - powiedziałam i pobiegłam pędem w tamta stronę.
 - Chotto matte! - krzyknęła Zayzy i ruszyła za mną. Po chwili dotarłyśmy do frontowych drzwi. Właśnie chciałam zrobić wielkie wejście ale moja przyjaciółka musiała mnie powstrzymać.
 - No co? - zapytałam.
 - Zgaduje, że miałaś zamiar rozwalić te drzwi by zrobić swoje wielkie wejście po latach - powiedziała znudzona.
 - Tak, ale już sobie daruje, kiedy indziej - odparłam otwierając drzwi normalnie. Szłyśmy sobie spokojnie korytarzem rozmawiając lecz w pewnym momencie wpadłyśmy w kogoś. Wylądowałyśmy wszyscy na podłodze. Chciałam wstać ale przede mną zauważyłam leżącą książkę. Była otwarta. Podniosłam ją i wstałam. Otworzyłam byle jaka stronę, Zayzy zauważyła ten gest i wstając przysunęła się do mnie. Zaczęłyśmy to czytać na głos z coraz większym zdziwieniem.
 - Co wy robicie?! To własność prywatna! - mężczyzna wydarł się na cały korytarz i wyrwał nam książkę zamaszystym ruchem. Był to Kakashi, cały czerwony. Obydwie oniemiałyśmy.
 - K-kk-kk-kakashi?! - wrzasnęłyśmy na raz zdziwione - Co ty czytasz? A raczej co ty uważasz za SWOJĄ własność prywatną?!
 - Nie moja wina, że na mnie wpadłyście - wytłumaczył chowając książkę do kieszeni.
 - Nie nasza wina, że masz TAKIE rzeczy - odparłam mu na to, akcentując to jedno znaczące słowo.
 - Nikt wam nie kazał tego czytać - powiedział nadal się rumieniąc, jednak już trochę mniej.
 - Jakbyś tego nie czytał idąc przez korytarz to by ci nie wypadło i byśmy tego nie przeczytały proste i logiczne - rzekła Zayzy podniesionym głosem.
 - Nie moja wina - dodał jeszcze raz Kakashi bo chyba brakło mu już argumentów- tak czy siak, skąd znacie moje imię, pierwszy raz was widze -spojrzał na nas z pod oka.
 - No cóż... - zaczęła Zayzy.
 - To dłuuuuuuuuga historia - wcięłam się ucinając rozmowę.

piątek, 14 czerwca 2013

Od Zayzy - Nowy Dom

Zanim wyruszyliśmy do Konohy zmieniłam swój wygląd. Co jak co, ale nie mogłam się zbytnio rzucać w oczy, zbyt dużo osób mnie tam znało. Co innego z Luną. Ona wyglądała teraz bardziej dorośle, niż gdy odwiedzałyśmy tę wioskę ostatnio. Mój wygląd utkwił na 16-17 roku życia i nie przesuwał się. Z jednej strony było to fajne, gdyż wyglądałam młodo, ale z drugiej strony nie za bardzo takie fajne, ponieważ kto by mnie nie spotkał, twierdził że mam 15 lat. Teraz wyglądałam tak:

Byłam zadowolona z tego. Teraz naprawdę czułam, że mam te 20 lat.

  .  .  .

 - Luna, słyszysz to? - zapytałam.
 - Tak, czyżby Iruka onii-chan? - odparła.
 - Całkiem możliwe, idziemy to sprawdzić? - odpowiedziałam.
 - Jasne, co mamy do stracenia? - rzekła Luna. - Chodźmy tam!
Ruszyłyśmy w kierunku pokazanym przez Lunę. Było to niedaleko kamiennych twarzy Hokage. Stanęłyśmy za drzewami i lekko wyjrzałyśmy. To rzeczywiście był Iruka. Prowadził teraz lekcję historii i geografii. Wsłuchałyśmy się z Luną o czym opowiada.
 - ...I właśnie dlatego są tu te twarze. Teraz porozmawiamy o wioskach. Czy ktoś może jakieś zna?
 Zgłosiła się jakaś mała dziewczynka.
 - Yui?
 - Wioska Liścia!
 - Tak, tą wioskę powinien znać każdy z was - zaśmiał się Iruka, a cała klasa razem z nim. Yui się zarumieniła i usiadła. - Czy ktoś zna jeszcze jakąś wioskę?
 - Wioska Piasku! - wykrzyknął jakiś chłopiec.
 - Bardzo ładnie.
Wymienili jeszcze parę wiosek.
 - Istnieją jeszcze dwie znamienite wioski - rzekł Iruka. - Nikt ich nie zna?
Rozejrzał się, ale nikt nic nie powiedział. Zapadła głucha cisza.
 - Skoro nikt nie wie, to powiem. Jest to Wioska Ognia i Burzy.
 - Jesteś tego pewien, Iruka-chan? - zapytałam. Opierałam się z Luną nogą o drzewa z założonymi rękoma. Ona stała po lewej, a ja po prawej.
 - Słucham? - zapytał zdziwiony i zaczął wyciągać kunaia.
 - Chcemy powiedzieć, że te wioski już nie istnieją - odparła Luna. Nasze ochraniacze były już schowane, a na ich miejscu widniały te z Wioski Liścia.
 - Kim jesteście? - zapytał zdezorientowany, widząc ochraniacze. Najprawdopodobniej nas nie poznał, co w ogóle nie wydawało się dziwne. Spojrzałam na Lunę, a ona na mnie.
 - Jestem Ayako Kamihoshi - przedstawiłam się. Nie mogłam powiedzieć swojego prawdziwego nazwiska. Nie chciałam się jeszcze ujawniać. Luna najwyraźniej zrozumiała o co chodzi.
 - A ja jestem Tsuki Moerunare.
 - Aha, a z k-... - zaczął, ale urwał, gdyż Luna powaliła go na ziemie wciskając mu cycki prosto w twarz. Zaczął krzyczeć.
 - Lu-...Tsuki! Zostaw go, bo wykrwawi się na śmierć!
 - Ale tak dawno go nie widziałam! Muszę się przywitać! - odpowiedziała z uśmiechem i szczenięcymi oczami.
 - Wystarczyło by się przytulić! Zejdź z niego, bo nie dość, że się wykrwawi, to jeszcze się udusi!
 - Ehhh... No dobra... - powiedziała smutna wstając. Zrobiłam tylko facepalm i się odwróciłam.
 - Czasem, to ja cię w ogóle nie ogarniam... - rzekłam.
 - A ja ciebie - odrzekła z uśmiechem.

 - Powinnyśmy już iść - powiedziałam spoglądając na Lunę. Miałyśmy się zobaczyć z braćmi Luny, a za ten czas już powinni znaleźć jakiś hotel. Kątem oka spostrzegłam małego blondyna siedzącego  placami do czarnowłosego.
~* Naruto Uzumaiki... - pomyślałam. - ...Sasuke Uchiha... Niedługo się zacznie. Musimy coś zrobić.*~
Zaczęłam już iść.
 - Ja Ne! - machnęłam ręką.
 - Chotto matte! - krzyknęła za mną Luna i zaczęła biec. Obróciła się z powrotem do leżącego Iruki i dzieci. - Sayonara! Niedługo się znowu spotkamy!
 Podbiegła do mnie.
 - Co tak ci się śpieszy? - zapytała z oburzeniem w głosie.
 - Nie mamy teraz czasu na zabawę. Poza tym miałyśmy się spotkać z Lukiem i Guyem, pamiętasz? Mam nadzieję, że udało im się znaleźć jakiś hotel. Tamta walka była doprawdy męcząca.
 - Racja w sumie, ale Iruka jest taki kawaii!
 - Wiem, wiem - zaśmiałam się. - Ale już nie taki jak kiedyś, co?
 - Yn. Wygląda na to, że nas nie poznał. Ciekawe jak będzie z innymi?
 - Nie wiem, ale mam wielką ochotę na ramen - powiedziałam, bo akurat przechodziłyśmy koło knajpki. - Zatrzymajmy się na chwilę.
 - Dobrze! Też jestem głodna.
Zamówiłyśmy ramen i zapłaciłyśmy. Było naprawdę dobre. Nagle ktoś mnie dotknął w plecy, a ja odruchowo wyciągnęłam kunaia i wbiłam tej osobie prosto w brzuch.
 - Ite te te... - powiedział. - Tak to się teraz traktuje przyjaciół?
 - Luke? Jesteś głupi czy co? Nie wiesz, że mnie się nie tyka od tyłu z zaskoczenia?
 - Gomen, zapomniałem.
 - Eh, nieważne, siadajcie.
Usiedli obok nas i także zamówili ramen.
 - I co? Znaleźliście coś? - zapytała Luna.
 - Tak, na pewno się wam spodoba! - rzekł Guy. - To piękny, drewniany domek na łące koło lasu, niedaleko wioski. Cały dla nas!
 - To super! - uśmiechnęłam się, bo była to świetna propozycja. - Ile kosztował?
Bracia spojrzeli po sobie.
 - 30 000 - wyplułam to, co akurat miałam w budzi, zresztą tak samo Luna.
 - Ile?! - zapytałyśmy jednocześnie.
 - Ale nie bójcie się nic! Widzicie, ten dom jest nasz i tylko nasz! Kupiliśmy go.
 - Matko, już myślałam, że za tyle go wynajęliście... - złapałam się za serce. Skończyliśmy jeść i poszliśmy obejrzeć nasz nowy dom.

niedziela, 2 czerwca 2013

Od Luny - Spowrotem w Ukrytej Wiosce Liścia

 - Więc co? Ruszamy? Nie ma sensu tu dalej siedzieć... - powiedziała Zayzy trochę przygnębiona, ale po chwili się uśmiechnęła - Trzeba żyć dalej, ne?
- Ym, ym - przytaknęłam - zbierajmy się - dodałam z entuzjazmem.
- Jasne, poszukam mojej torby bez dna - rzekła Zayzy i sięgnęła do szafy. Ja rozejrzałam się po pokoju.
- Luke... - zaczęłam.
- Tak?
- A gdzie Guy? - zapytałam.
- Był tu jeszcze przed chwilą - odparł zaskoczony chłopak. "Nie mów mi, że.... ech..."
W tym momencie Zayzy wyskoczyła z szafy razem ze swoją torbą krzycząc "Mam!".
- Zayzy-chan spakuj nas i wyruszajcie, dogonimy was! - wykrzyczałam już w progu wybiegając z biura. Wiedziałam, że jeśli nie ma Guy'a to poszedł do naszej wioski, tylko po co? Nikt nie znał go tak dobrze jak ja, a jednak nie miałam pomysłu. Pobiegłam tam natychmiast. Po przejściu przez portal użyłam skrzydeł aby było szybciej. Wypatrzyłam go stojącego w miejscu gdzie był nasz dom. Zleciałam na dół.
- Guy, czemu tu przyszedłeś? - zapytałam. Ten przysiadł przy ziemi i podniósł kawałek drewna.
- Widzisz to? To kiedyś był nasz dom, a teraz spójrz... to...
- Ruina - przerwałam mu dokańczając - tak wiem - przykucnęłam przy nim - ale teraz już nic z tym nie zrobisz, stało się, czas płynie dalej - powiedziałam.
- Racja, ale wiesz, to jednak jest moja wina, gdybym powstrzymał potwora, gdybym był tu i bronił... - jego głos coraz bardziej się załamywał.
- Gdyby... - powiedziałam i przytuliłam go - nie myśl co by mogło być, nie cofniesz tego jednak, uratowałeś mnie, przeżyłeś co jest cudem, nie myślałeś o sobie tylko o innych i starałeś się im pomóc prowadząc ich do Wioski Burzy. Nie udało się im przeżyć ale się starałeś i to jest najważniejsze.
- Masz racje, nie udało się... - odwzajemnił uścisk - ale wiesz co? Posłucham cię.
- No ja myślę - odparłam z uśmiechem - a teraz chodź, Zayzy i Luke już wyruszyli do Konohy, musimy ich dogonić.
- CO?
- No chyba nie myślałeś, że będziemy tu bezczynnie siedzieć i opłakiwać wioski, prawda? - zapytałam i wyswobodziłam się z uścisku oszołomionego brata.
-No nie, ale jak mas zamiar ich dogonić? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Na te słowa uśmiechnęłam się.*/ Wreszcie pokaże mu moją moc/* złożyłam ręce i powiedziałam:
-Sonzai buntan no jutsu* - wtedy zamieniłam się błyskawicznie w konia, oczywiście miałam na sobie znaki ale to nic. Było nawet ładniej. Podeszłam do Guy'a i szturchnęłam go chrapką. Tego zamurowało.

- Guy! - powiedziałam aby oprzytomniał.
- Nie mów mi, że, chociaż to bardzo możliwe, ale... i na dodatek możesz mówić i...
- Dobra dobra, zamieniłam się w konia. Wsiadasz czy nie? Bo jak nie dogonię ich bez ciebie a ty sobie tutaj siedź w tych ruinach.
- No spokojnie, już, już.
Stanęłam i poczekałam aż wsiądzie. Kiedy siedział już na moim grzbiecie ruszyłam od razu kłusem.
- Jak dojedziemy nic nie mów Luke'owi niech myśli, że zostałam, a teraz trzymaj się mocno - powiedziałam i ruszyłam z kopyta - cwałem. Guy na początku prawie spadł, ale potem jakoś udało mu się utrzymać. Później już nie było z tym problemu. W niecałe piętnaście minut dogoniliśmy Zayzy i Luke'a którzy jechali sobie spokojnie stępem na Hane. Zwolniłam widząc ich i przeszła do stępa jak zwierzak Zayzy.
- Witam - powiedział Guy, ja tylko prychnęłam.
- Guy, a gdzie Luna? - zapytał zdziwiony Luke - poszła do ciebie.
- Serio? - udawał zszokowanego Guy - nie widziałem jej, pewnie tam została.
- Musimy po nią wrócić, Zayzy - powiedział do dziewczyny przyglądającej się tej scenie z uśmiechem.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby - powiedziała - jak myślę również, że możecie przestać żartować z własnego brata - dodała spoglądając na mnie.
- Ym, ym, dobra starczy Guy, bo Luke popadnie w depresje - odparłam jej na to, a Luke prawie spadł z konia.
- Luna?! - zapytał.
-Nie, dziewięcioogoniasty Luke, pewnie że ja idioto, znasz innego konia umiejącego mówić i podobnego do mnie?
- No nie - odpowiedział.
- No to świetnie, idziemy do Konohy - zakomendowałam i ruszyłam w stronę wioski. Hane z resztą za mną.
Po paru godzinach byliśmy na miejscu gdyż po drodze nie specjalnie nam się śpieszyło. Przed główną bramą wszyscy zeszli z koni, a ja zamieniłam się w człowieka.
- No to jesteśmy - powiedziała Zayzy z uśmiechem - stęskniłam się.
- Ja również - dodałam.
- To co dalej? - zapytał Guy.
- Jest jeszcze wcześnie, dopiero południe. Może ty i Luke rozejrzyjcie się za hotelem, a ja i Zayzy porozglądamy się ogólnie - powiedziałam, a bracia pokiwali głowami. -  Nie zgubcie się tylko - dodałam gdy odchodzili.
- Taa - odpowiedzieli i już ich nie było widać. Popatrzyłam za nimi chwile.
- To gdzie idziemy?
- Nie wiem, tak przed siebie - powiedziałam - tylko moment - wyjęłam ochraniacz wioski liścia i zawiązałam na ramieniu. Uśmiechnęłam się. Zayzy tak samo. Ruszyłyśmy przez wioskę, po drodze zatrzymywałyśmy się przy różnych stoiskach by pooglądać wystawy. Spędziłyśmy w ten sposób dobra godzinę.
- Nic tu się nie zmieniło, jest nawet ciekawiej - powiedziałam siadając na ławce.
- To  prawda - przytaknęła Zayzy siadają obok mnie. Spoglądała na przechodniów i nagle zauważyłam przelatującego szybko małego niebieskiego stworka, był uroczy, i ja jak to ja, mająca słabość do słodkich rzeczy dziewczynam krzyknęłam
- Kawaii!!!

- No co jest takie kawaii? - zapytała Zayzy przyzwyczajona, że tak robie.
- Tamten stwo... - zauwazyłam że coś go goni, oczywiście to były psy.
- Ten którego gonią psy? - zapytałą Zayzy. Pokiwałam szybko głową.
- Chodź musimy mu pomóc - pociągnęłam ją za rękę. Pobigłyśmy za stworkiem. Szybko go dogoniłyśmy. Pochwyciłam go i wskoczyłam na dach pobliskiego sklepu, Zayzy zmyliła psy. Wróciła już bez nich za kilka sekund.
- Ty to masz pomysły - powiedziała, ale ją zignorowałam, byłam wpatrzona w niebieskie zwierzatko.
Było takie urocze... i mówiło?
- Dziękuje wam - powiedziało i ukłoniło się.
- Ty mówisz? - zapytałyśmy zdziwione jednocześnie.
- Tak, tak. Szczerze mówiąc dzięki tej obręczy, moge też dzięki niej latać, mam ją od mojego pana, mój pan jest dobry i życzliwy.
- Masz pana... to super, zaprowadzimy cię do niego - powiedziałam - tylko powiedz gdzie mieszka i cie tam dostarczymy.
- Mój pan nie żyje - rzekło zwierzątko - ale skoro mnie uratowałaś, może mogłabyś...  mnie przygarnąć .....- spojrzało na mnie robiąc wielkie oczy. Już miałam odpowiedzieć "HAI!" ale Zayzy wcięła się.
- Nie ma mowy, wybacz ale mamy problemy, nie możemy.... - wtedy ja, jak to ja zaczęłam błagalnym tonem.
- No prosze Zayzy - zrobiłam szczeniackie oczy - zgódź się.
- Iie - brzmiała odpowiedź.
- No prsze, prosze, prosze, prosze, prosze... - i zaczęłam tak mówic w kółko. Po pięciu minutach Zayzy westchnęła.
- No dobra, ale zachowujesz się jak dziecko, prosze, możesz go przygarnąć, zadowolona? 
- Tak, arigato - powiedziałm i przytuliłam koleżanke - a tak na marginesie, zachowujesz się tak dorośle..., normalnie jak matka... - szepnęłam jej do ucha.
- Urusai! - powiedziała obracając się plecami - idziemy?
- Tak, tylko jeszcze jedno, jak masz na imię mały?
- Miau - odpowiedział i wskoczył mi na ramie.
- Fajne imię, Miau - zaśmiałam się.
- No dobra dosyc tej słodyczy, chodźmy - rzekła Zayzy i zeskoczyła z dachu, ja za nią. Szłyśmy teraz chodnikiem rozmawiając gdy nagle usłyszałyśmy znajomy głos.
-Luna, słyszysz to? - zapytała Zayzy.
- Tak, czyżby Iruka onii-chan? - powiedziałam.
- Całkiem możliwe,  idziemy to sprawdzić? - przytaknęła Zayzy.
- Jasne, co mamy do stracenia? - odrzekłam z uśmiechem - chodźmy tam!

piątek, 31 maja 2013

Od Zayzy - Jak to się zaczęło... cz.2

 Dzień zaczął się jak zawsze - spokojnie. Wioska była pogrążona we mgle, jednakże z daleka można było dostrzec niebieskie światła lamp.
 - Ach! - powiedziałam sama do siebie. - Przecież wczoraj Luna-chan została Hokage! Zawsze w nią wierzyłam.
Uśmiechnęłam się. Już od siedmiu lat byłam Raikage. Odkąd zabili Pierwszego. W tym czasie nie działo się nic złego. Wioska była chroniona przez niebieski kryształ, który stworzyłam razem z Pierwszym. Ktokolwiek by nie próbował zaatakować naszej wioski nie udałoby mu się to. Wyjęłam kartkę i długopis. Szybko napisałam liścik do Luny i podałam mojemu pupilkowi - Hane.
 - Zanieś ją listonoszowi - pogłaskałam go, a on pobiegł z niewyobrażalną prędkością. - Mam złe przeczucia.
Położyłam się na dachu swojego biura.
 - Bardzo złe przeczucia...

Po chwili Hane był już z powrotem. Słuchałam szumu rzeki, która płynęła pod wioską. Zawsze mnie uspokajał. Lecz teraz działo się coś dziwnego. Szum był niestabilny, a wody niespokojne. Musiało dziać się coś złego... Ale co? Zamknęłam oczy. Widziałam portal, który łączył mnie z Wioską Ognia. Było spokojnie. Ani jednej żywej duszy. Już miałam wyrzucić ten obraz z pamięci, gdy nagle zauważyłam, że portal zaczął falować, a po chwili ktoś z niego wyskoczył. 1,2,3,4,5,6,7,8...9? Jeśli się nie mylę, są to ludzie z Wioski Ognia. Strasznie poharatani. Co się tam, do cholery, dzieje?! Zeskoczyłam z dachu i podbiegłam do przednich drzwi. Gdy miałam je otworzyć, rozległo się pukanie. Szybko je otworzyłam, a moim oczom ukazała się cała zakrwawiona Luna.
 - Luna! O mój boże! - krzyknęłam.
 - Oha... - zaczęła, ale po chwili zemdlała.
 - Połóżcie ją tutaj - wskazałam na stół. Wykonali zadanie. - Udajcie się wszyscy do lecznicy, szybko.
Wioska Burzy była najlepsza w leczeniu, ale nie oznaczało to, że nie potrafimy walczyć. Wręcz przeciwnie. Perfekcyjnie opanowaliśmy strzelanie z łuku. Z pokoju wyszli wszyscy, wszyscy oprócz Guy'a.
 - Czy będzie z nią wszystko w porządku? - zapytał.
 - Ależ oczywiście - uśmiechnęłam się, a przynajmniej próbowałam. - Przecież w leczeniu jesteśmy najlepsi!
Wyciągnęłam ręce przed siebie, a z nich zaczął lecieć zielony dym, który bardzo szybko leczył rany na ciele Luny.
 - Opowiedz...Opowiedz co się stało - powiedziałam, a Guy machnął głową. Zaczął mówić. Nie pomijał nawet najmniejszego szczegółu. Gdy skończył po ranach nie było nawet najmniejszego śladu. Jego także uleczyłam.
 - Arigato - rzekł.
 - Yn, nie ma za co - odrzekłam. - Przyjaciołom trzeba pomagać.
Nagle do pokoju wpadł cały zakrwawiony Luke.
 - Luke! Co się stało, gdzie jest reszta?! - podbiegł do niego Guy, podtrzymując go, bo zaraz by się przewrócił.
 - U-uciekajmy... - wydyszał. - On...On tu jest!
Zamurowało nas. W tym momencie Luna otworzyła oczy.
 - Z-Zayzy - powiedziała. Usłyszeliśmy strasznie głośny ryk. Stanęłam jak wryta. Luna szybko się podniosła. - Już tu jest! - krzyknęła zrywając się na nogi, ale upadła z powrotem na podłogę. Z resztą jak my wszyscy, gdyż właśnie niedaleko coś wybuchło, powodując ogromne trzęsienie ziemi. Zapewne był to kryształ. Wybiegliśmy przez tyle drzwi. Moim oczom ukazała się totalna pustka. Budynki były porozwalane i paliły się. Rzeka podzieliła się na tysiące różnych potoków. Nie mogłam się ruszyć. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy.

 - Dlaczego? - powiedziałam. - Dlaczego?!
Krzyknęłam rzucając się na kolana, a potem podpierając z przodu rękoma. Reszta także zastygła w miejscu. Coś mi pękło w sercu. Jakby ktoś drastycznie oderwał kawałek niego. Był to ogromny ból. Moje oczy z niebieskich zaczęły stawać się zielone, coraz bardziej intensywne, na których pojawiły się niebieskie błyskawice odchodzące od źrenicy w górę po tęczówkach, aż w końcu wypłynęła ze mnie wzburzona chakra owijając się wokół mnie i formując w postać smoka. Wyglądało to tak, jakbym została połknięta przez przezroczysto-niebieskiego smoka.
 - Nie daruję... - powiedziałam dość cicho sama do siebie lekko drżącym głosem. - Nie wybaczę ci tego!
Krzyknęłam i rzuciłam się na wielkiego potwora stojącego na wprost mojego biura.
 - Zayzy! - usłyszałam krzyk Luny i widziałam wyciągniętą rękę w moją stronę, ale tego już się nie dało odwrócić. Nawet nie chciałam. Wolałam teraz zginąć razem z całą wioską, niż żyć jako jedyna ocalała. Wyczuwałam tylko chakrę 4 osób. Moją, Luny, Luke'a i Guy'a. Nikt inny nie przeżył. Chakra się ze mnie wprost wylewała. Złapałam za miecze u mojego pasa, na które zawsze narzucam niewidzialność. Uderzyłam potwora z całej siły, a na jego ciele powstała mała rana. Mała, ale zawsze coś. Ponowiłam to uderzenie parę razy. Zobaczyłam koło siebie pomarańczową chakrę, która plątała się z moją.
 - Luna?! - zawołałam ze zdziwieniem.
 - Chyba nie myślałam, że pozwolę ci się bawić z nim samej! - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Znowu walczyłyśmy razem, tak jak dawniej. Uderzałyśmy z całej naszej siły robiąc wiele ran potworowi, co najwyraźniej go denerwowało. Wymachiwał swoimi łapami, ale dzięki naszej szybkości nic nie mógł nam zrobić.
 - Nie damy rady go tak pokonać! - krzyknęłam, ale było to ledwo dosłyszalne, przez hałas, który tam teraz panował. - Musimy go zapieczętować!
 - Dobra, ale gdzie!? - odkrzyknęła Luna. Zaczęłam się rozglądać nie zaprzestając swoich ataków. Ujrzałam ogromne drzewo, które było nazywane drzewem życia. Było bardzo stare, ale wciąż żyło.
 - Tam! - pokazałam. - Szybko!
Luna skinęła głową. Szybko poleciałyśmy w tamtym kierunku, a potwór za nami. Złączyłam swoje katany, z których powstał jeden, olbrzymi miecz z runami. Kiedy znalazłyśmy się pod samym drzewem obróciłyśmy się do siebie i skrzyżowałyśmy swoje miecze, których ostrza były skierowane na potwora. Z mojego wytrysnęły błyskawice, a z miecza Luny - ogień. Zaczęły się plątać nawzajem, aż powstał olbrzymi pas chakry, który przeszył potwora.
 - Teraz! - krzyknęłam. Zaczęłyśmy rzucać pieczęć. Trwało to dłuższą chwilę, ale nie na tyle długą aby potwór się mógł uwolnić. Podleciałyśmy do drzewa i położyłyśmy na nim ręce. Powstało wokół nich olbrzymie koło, które powoli zaczęło wsysać potwora, aż w końcu zmniejszyło się i pozostał tam tylko znak smoka. Taki sam powstał na naszych nadgarstkach. Opadłyśmy na kolana, po czym usiadłyśmy.
 - Nareszcie... - powiedziałam zmęczona.
 - Tak... - odparła Luna. Na chwilę zapanowała cisza. - I co my teraz zrobimy? Nie mamy gdzie wracać...
 - Dokładnie - rzekłam. - A co powiesz na Konohę? Chyba mam jeszcze ochraniacz!
 - Tak, ja chyba też... - urwała nagle Luna i dodała już smutno. - A raczej miałam... Pewnie został zniszczony razem z innymi rzeczami.
Przeteleportowałyśmy się do mojego biura, które było jedynym ocalałym budynkiem. O dziwo leżało tam parę rzeczy należących do Luny.
 - Udało mi się ich trochę uratować - powiedział z uśmiechem Luke. - Co prawda, nie jest ich wiele, ale lepsze to niż nic...
 - Dziękuję! - odpowiedziała Luna przytulając Luke'a i zaczęła je przegrzebywać. - Jest!
Wyciągnęła ochraniacz ze znakiem Konohy. Założyłam swój na pas.
 - Więc co? Ruszamy? Nie ma sensu tu dalej siedzieć... - powiedziałam trochę przygnębiona, ale po chwili się uśmiechnęłam. - Trzeba żyć dalej, ne?

czwartek, 25 kwietnia 2013

Od Luny - Jak to się zaczęło...

Dzień zaczął się normalnie.... Wstałam, wskoczyłam w ciuchy, uczesałam się i umyłam, zeszłam na dół.
Tak, dzień jak co dzień. Chociaż nie zupełnie. Dzień wcześniej zostałam mianowana nowym Hokage Ukrytej Wioski Ognia. Byłam podekscytowana. Ledwo co przekonałam rade by pozwolili mi mieszkać w moim domu z rodziną. Westchnęłam i zbiegłam po schodach. Rodziców nie było, jak zwykle zresztą, a bracia ćwiczyli szermierkę w kuchni. Nawet mnie nie zauważyli.  */Rany, rany.../* Wyjęłam shurikeny i wycelowałam w miecze. Rzuciłam i oczywiście trafiłam. Teraz miecze wisiały na ścianie. Chłopcy spojrzeli w moją stronę. Guy wzruszył ramionami, a Luke głupio się uśmiechnął.
- Nie musiałaś od razu rzucać shurikenami - powiedział Guy spokojnym tonem.
- Tak, racja, następnym razem przygotuje noże do rzucania - zaśmiałam się do starszego brata, a ten znowu wzruszył ramionami i usiadł przy stole. Luke uczynił to samo. Zaśmiałam się w duchu, podobne sceny były prawie co rano, starsi ode mnie bracia, a zachowują się jak dzieci. Co prawda Luke nie był do końca moim bratem, Guy tak, rodzony brat, jednak Luke nie. Luke'a moi rodzice przygarnęli z sierocińca gdy był mały, czyli zaraz po moich narodzinach, miał wtedy chyba pół roku. Guy przyjął go jak prawdziwego brata i odtąd byli i są nierozłączni.Mnie traktują trochę jak maskotkę, co prawda szanują mnie ale jak to między rodzeństwem bywa, czasem tego brak.Ale wracając... Moi bracia usiedli przy stole a ja popatrzyłam się na nich z uśmiechem.
- Wrócę późno, nie martwcie się o mnie - oświadczyłam - i, jak zawsze, nie próbujcie mnie śledzić.
- Hai, hai - uśmiechnęli się do mnie.
Wyszłam na ganek. Co prawda nie jadłam śniadania, ale to się potem załatwi. Spojrzałam na słońce, jeszcze wcześnie. Ruszyłam na obchód miasta. Po drodze spotkałam listonosza. Wręczył mi list. Zaciekawiona otworzyłam.
~" Ohayo! Chcę Ci pogratulować Luna-chan! Co powiesz na to abyśmy uczciły twój tytuł pójściem do wioski liścia na sake? Dawno tam nie byłyśmy. Teraz masz dużo pracy, więc może za 3 dni? Co ty na to?
Zayzy-chan"~
Ach ta Zayzy.. Odwróciłam kartkę i napisałam szybko by dogonić listonosza:
~"Jane, stęskniłam się za tobą, widzimy się za trzy dni w wiosce liścia
Luna-chan"~
Podała panu list i ruszyłam dalej na obchód. Wioska Ognia, jak zwykle spokojna, harmonijna i moja. Nic się nie działo. Żadnych bójek, burdów, hałasów czysty raj. Udałam się do baru i zamówiłam ramen. Czekając na zamówienie usłyszałam nagle krzyk. Wstałam zaskoczona. Tu nigdy nic się nie dzieje, to najspokojniejsza dzielnica. Zobaczyłam biegnącą kobietę, goniły ją psy, a raczej wilki, a raczej cienie, albo dwa w jednym. Tak czy siak dziwne stwory. Już wyciągnęłam shurikeny gdy nagle wyskoczyli Gay i Luke. Powiedzcie czemu mnie to nie dziwi? Zabili stwory i stanęli obok mnie.
- Luna i jak tam dzionek? - zapytał Gay.
- Mija super, gdybyście za mną nie łazili! Znowu notabene!
- Oj daj spokój, przecież nic się nie dzie... - zaczął Luke, ale przerwał mu krzyk bestii... MOMENT BESTI?! ...bestii, na dodatek stojącej na bramie miasta. Ogromne smokopodobne coś, ryczało na całą wioskę. A co dziwniejsze nie było czuć żadnej energii. Ludzie zaczęli panikować i uciekać.
- Guy zbierz wszystkich ninja a ty Luke pozbieraj ludzi do schronisk, to rozkaz! - powiedziałam i pobiegłam w stronę bramy. Moi bracia pobiegli tam gdzie im kazałam. Bestia wskoczyła do miasta. Niszczyła, paliła, miażdżyła wszystko na swojej drodze. Zabijała ludzi, którzy nie zdążyli jej uciec.Okropne. Wszędzie pojawiała się krew. W biegu wyjęłam katanę i uwolniłam moc ognia. Moje włosy i oczy zmieniły kolor. Teraz wydawały się płonąć.
Ruszyłam na najeźdźce. 
Atakowałam z całej siły, ale na próżno, bestia była nienaruszona, jedynie miała małe rysy. Co raz bardziej się wściekała i zadawała mi coraz więcej ran. Kiedy postanowiłam użyć najsilniejszej z technik a zarazem najszybszej, przeciwnik okazał się szybszy. Dostałam cios prosto w klatkę piersiową, wypuściłam miecz. W jednej chwili straciłam czucie w całym ciele, zamgliło mi oczy. Jak taka bestia mogła tak mnie urządzić w jednej chwili, mnie, Hokage. Zostałam upokorzona, pokonana, po raz pierwszy w życiu zcięta z nóg przez przeciwnika. Doznałam szoku. Upadłam na ziemie. Czy taki ma być mój koniec? Pokonana przez byle jaką bestie?
Zgrzyt stali.
- Guy? - zapytałam ledwie widząc go nagle pojawiającego się przede mną, a za nim czerwonowłosy - Luke?
- Spokojnie, jesteśmy, wszyscy ninja, nic nie mów - powiedział spokjnym głosem Guy. Wtedy usłyszałam okrzyk oddziałów ruszających na bestię. Ruszających na śmierć. To moja wina. Spróbowałam się podnieść i wtedy doznałam okropnego bólu. Zaczęłam kaszleć, krew lała się z rany, chyba dość głębokiej.
- Luna! - równoczesny krzyk braci, upadłam, znowu.
- Luke, poprowadź ninja, ja się nią zajmę - rozkazał Guy.
- Hai! - krzyknął Luke i wszyscy popędzili na pewną śmierć. Z mojej winy zginą setki ninja, jednak ja już nic nie mogę poradzić. Zamknęłam powoli oczy.
- Luna, trzymaj się - usłyszałam cichy i delikatny głos brata, wziął mnie na ręce - nie martw się - dodał już przemieszczając się po budynkach. Dołączył do uciekających z wioski ludzi. Tych ludzi prowadziło kilkanastu ninja.
- Zmierzamy do Wioski Burzy, wszystko będzie dobrze, to niedaleko - powiedział i wyprzedził ich. - Luna, proszę nie umieraj.
- Guy...
- Nic nie mów - przerwał mi.
- Wy...bacz mi pro...sze - rzekłam cicho ledwo wydobywając głos - Zayzy...
- Zayzy? O co chodzi?
- Zabierz.....mnie...do niej..- przerwał mi kaszel z krwi - mie...szka na obrze....rzach wioski...burzy...  na...pewno, ją.... znajdziesz.
- Dobrze - powiedział i przyśpieszył. Minęło kilka minut. Ledwo co łapałam już oddech wtedy Guy zapytał.
- To tutaj? - spojrzałam na dom. Przytaknęłam słabo. Chłopak zapukał do drzwi. Zayzy otworzyła i zamurowało ją.
- Luna! O mój boże! - wykrzyczała.
- Oha.... - zaczęłam, ale strata przytomności nie dała mi dokończyć.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Witam witam

To będzie historia o dwóch kobietach, które przeżyły nie jedna przygodę i w których duszach mieszkają bogowie...