niedziela, 2 czerwca 2013

Od Luny - Spowrotem w Ukrytej Wiosce Liścia

 - Więc co? Ruszamy? Nie ma sensu tu dalej siedzieć... - powiedziała Zayzy trochę przygnębiona, ale po chwili się uśmiechnęła - Trzeba żyć dalej, ne?
- Ym, ym - przytaknęłam - zbierajmy się - dodałam z entuzjazmem.
- Jasne, poszukam mojej torby bez dna - rzekła Zayzy i sięgnęła do szafy. Ja rozejrzałam się po pokoju.
- Luke... - zaczęłam.
- Tak?
- A gdzie Guy? - zapytałam.
- Był tu jeszcze przed chwilą - odparł zaskoczony chłopak. "Nie mów mi, że.... ech..."
W tym momencie Zayzy wyskoczyła z szafy razem ze swoją torbą krzycząc "Mam!".
- Zayzy-chan spakuj nas i wyruszajcie, dogonimy was! - wykrzyczałam już w progu wybiegając z biura. Wiedziałam, że jeśli nie ma Guy'a to poszedł do naszej wioski, tylko po co? Nikt nie znał go tak dobrze jak ja, a jednak nie miałam pomysłu. Pobiegłam tam natychmiast. Po przejściu przez portal użyłam skrzydeł aby było szybciej. Wypatrzyłam go stojącego w miejscu gdzie był nasz dom. Zleciałam na dół.
- Guy, czemu tu przyszedłeś? - zapytałam. Ten przysiadł przy ziemi i podniósł kawałek drewna.
- Widzisz to? To kiedyś był nasz dom, a teraz spójrz... to...
- Ruina - przerwałam mu dokańczając - tak wiem - przykucnęłam przy nim - ale teraz już nic z tym nie zrobisz, stało się, czas płynie dalej - powiedziałam.
- Racja, ale wiesz, to jednak jest moja wina, gdybym powstrzymał potwora, gdybym był tu i bronił... - jego głos coraz bardziej się załamywał.
- Gdyby... - powiedziałam i przytuliłam go - nie myśl co by mogło być, nie cofniesz tego jednak, uratowałeś mnie, przeżyłeś co jest cudem, nie myślałeś o sobie tylko o innych i starałeś się im pomóc prowadząc ich do Wioski Burzy. Nie udało się im przeżyć ale się starałeś i to jest najważniejsze.
- Masz racje, nie udało się... - odwzajemnił uścisk - ale wiesz co? Posłucham cię.
- No ja myślę - odparłam z uśmiechem - a teraz chodź, Zayzy i Luke już wyruszyli do Konohy, musimy ich dogonić.
- CO?
- No chyba nie myślałeś, że będziemy tu bezczynnie siedzieć i opłakiwać wioski, prawda? - zapytałam i wyswobodziłam się z uścisku oszołomionego brata.
-No nie, ale jak mas zamiar ich dogonić? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Na te słowa uśmiechnęłam się.*/ Wreszcie pokaże mu moją moc/* złożyłam ręce i powiedziałam:
-Sonzai buntan no jutsu* - wtedy zamieniłam się błyskawicznie w konia, oczywiście miałam na sobie znaki ale to nic. Było nawet ładniej. Podeszłam do Guy'a i szturchnęłam go chrapką. Tego zamurowało.

- Guy! - powiedziałam aby oprzytomniał.
- Nie mów mi, że, chociaż to bardzo możliwe, ale... i na dodatek możesz mówić i...
- Dobra dobra, zamieniłam się w konia. Wsiadasz czy nie? Bo jak nie dogonię ich bez ciebie a ty sobie tutaj siedź w tych ruinach.
- No spokojnie, już, już.
Stanęłam i poczekałam aż wsiądzie. Kiedy siedział już na moim grzbiecie ruszyłam od razu kłusem.
- Jak dojedziemy nic nie mów Luke'owi niech myśli, że zostałam, a teraz trzymaj się mocno - powiedziałam i ruszyłam z kopyta - cwałem. Guy na początku prawie spadł, ale potem jakoś udało mu się utrzymać. Później już nie było z tym problemu. W niecałe piętnaście minut dogoniliśmy Zayzy i Luke'a którzy jechali sobie spokojnie stępem na Hane. Zwolniłam widząc ich i przeszła do stępa jak zwierzak Zayzy.
- Witam - powiedział Guy, ja tylko prychnęłam.
- Guy, a gdzie Luna? - zapytał zdziwiony Luke - poszła do ciebie.
- Serio? - udawał zszokowanego Guy - nie widziałem jej, pewnie tam została.
- Musimy po nią wrócić, Zayzy - powiedział do dziewczyny przyglądającej się tej scenie z uśmiechem.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby - powiedziała - jak myślę również, że możecie przestać żartować z własnego brata - dodała spoglądając na mnie.
- Ym, ym, dobra starczy Guy, bo Luke popadnie w depresje - odparłam jej na to, a Luke prawie spadł z konia.
- Luna?! - zapytał.
-Nie, dziewięcioogoniasty Luke, pewnie że ja idioto, znasz innego konia umiejącego mówić i podobnego do mnie?
- No nie - odpowiedział.
- No to świetnie, idziemy do Konohy - zakomendowałam i ruszyłam w stronę wioski. Hane z resztą za mną.
Po paru godzinach byliśmy na miejscu gdyż po drodze nie specjalnie nam się śpieszyło. Przed główną bramą wszyscy zeszli z koni, a ja zamieniłam się w człowieka.
- No to jesteśmy - powiedziała Zayzy z uśmiechem - stęskniłam się.
- Ja również - dodałam.
- To co dalej? - zapytał Guy.
- Jest jeszcze wcześnie, dopiero południe. Może ty i Luke rozejrzyjcie się za hotelem, a ja i Zayzy porozglądamy się ogólnie - powiedziałam, a bracia pokiwali głowami. -  Nie zgubcie się tylko - dodałam gdy odchodzili.
- Taa - odpowiedzieli i już ich nie było widać. Popatrzyłam za nimi chwile.
- To gdzie idziemy?
- Nie wiem, tak przed siebie - powiedziałam - tylko moment - wyjęłam ochraniacz wioski liścia i zawiązałam na ramieniu. Uśmiechnęłam się. Zayzy tak samo. Ruszyłyśmy przez wioskę, po drodze zatrzymywałyśmy się przy różnych stoiskach by pooglądać wystawy. Spędziłyśmy w ten sposób dobra godzinę.
- Nic tu się nie zmieniło, jest nawet ciekawiej - powiedziałam siadając na ławce.
- To  prawda - przytaknęła Zayzy siadają obok mnie. Spoglądała na przechodniów i nagle zauważyłam przelatującego szybko małego niebieskiego stworka, był uroczy, i ja jak to ja, mająca słabość do słodkich rzeczy dziewczynam krzyknęłam
- Kawaii!!!

- No co jest takie kawaii? - zapytała Zayzy przyzwyczajona, że tak robie.
- Tamten stwo... - zauwazyłam że coś go goni, oczywiście to były psy.
- Ten którego gonią psy? - zapytałą Zayzy. Pokiwałam szybko głową.
- Chodź musimy mu pomóc - pociągnęłam ją za rękę. Pobigłyśmy za stworkiem. Szybko go dogoniłyśmy. Pochwyciłam go i wskoczyłam na dach pobliskiego sklepu, Zayzy zmyliła psy. Wróciła już bez nich za kilka sekund.
- Ty to masz pomysły - powiedziała, ale ją zignorowałam, byłam wpatrzona w niebieskie zwierzatko.
Było takie urocze... i mówiło?
- Dziękuje wam - powiedziało i ukłoniło się.
- Ty mówisz? - zapytałyśmy zdziwione jednocześnie.
- Tak, tak. Szczerze mówiąc dzięki tej obręczy, moge też dzięki niej latać, mam ją od mojego pana, mój pan jest dobry i życzliwy.
- Masz pana... to super, zaprowadzimy cię do niego - powiedziałam - tylko powiedz gdzie mieszka i cie tam dostarczymy.
- Mój pan nie żyje - rzekło zwierzątko - ale skoro mnie uratowałaś, może mogłabyś...  mnie przygarnąć .....- spojrzało na mnie robiąc wielkie oczy. Już miałam odpowiedzieć "HAI!" ale Zayzy wcięła się.
- Nie ma mowy, wybacz ale mamy problemy, nie możemy.... - wtedy ja, jak to ja zaczęłam błagalnym tonem.
- No prosze Zayzy - zrobiłam szczeniackie oczy - zgódź się.
- Iie - brzmiała odpowiedź.
- No prsze, prosze, prosze, prosze, prosze... - i zaczęłam tak mówic w kółko. Po pięciu minutach Zayzy westchnęła.
- No dobra, ale zachowujesz się jak dziecko, prosze, możesz go przygarnąć, zadowolona? 
- Tak, arigato - powiedziałm i przytuliłam koleżanke - a tak na marginesie, zachowujesz się tak dorośle..., normalnie jak matka... - szepnęłam jej do ucha.
- Urusai! - powiedziała obracając się plecami - idziemy?
- Tak, tylko jeszcze jedno, jak masz na imię mały?
- Miau - odpowiedział i wskoczył mi na ramie.
- Fajne imię, Miau - zaśmiałam się.
- No dobra dosyc tej słodyczy, chodźmy - rzekła Zayzy i zeskoczyła z dachu, ja za nią. Szłyśmy teraz chodnikiem rozmawiając gdy nagle usłyszałyśmy znajomy głos.
-Luna, słyszysz to? - zapytała Zayzy.
- Tak, czyżby Iruka onii-chan? - powiedziałam.
- Całkiem możliwe,  idziemy to sprawdzić? - przytaknęła Zayzy.
- Jasne, co mamy do stracenia? - odrzekłam z uśmiechem - chodźmy tam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz